Форум » Проза » моя книга- Terenówka przez ćwierć świata - Iran- Azer..- Gruzja » Ответить

моя книга- Terenówka przez ćwierć świata - Iran- Azer..- Gruzja

Piotr: http://terenwizja.pl/film/282/kategoria/terenwizja Polecam

Ответов - 5

Piotr: http://passion4travel.pl/index.php/terenowka-przez-cwierc-swiata/

440Гц: Piotr, спасибо огромное, фильм необычайно интересный - с Вами пообщались глаза в глаза... Здорово!!! А книгу - ещё придётся найти и прочесть. Скажите, книги ещё нет в электронной версии, ни в каком объёме?..

Piotr: 440Гц Электронная версия пока не доступна. Но я могу поделиться прелюдии и поместить фотографии, изображения. Автор графики моя сестра Тереза ​​Karwecka-Górska WSTĘP Odkąd pamiętam, miałem jedno marzenie. Pragnąłem samemu odkrywać świat, poznawać go wszystkimi zmysłami i od każdej strony: dobrej i okrutnej, barwnej i szarej, zwykłej, radosnej i smutnej. Świat taki, jaki jest faktycznie, a nie taki, jaki widać w kolorowych magazynach, na widokówkach albo z okien hotelu, do którego przywiozło nas biuro turystyczne. Oprócz pięknej fasady chciałem również zobaczyć szare podwórko z jego zapachami i brzydotą. Chciałem poznawać ludzi. Takich, jacy są na co dzień we własnych krajach, z ich obyczajami, zwyczajami, a czasem dziwactwami. Kiedyś można było jedynie czytać książki o podróżnikach i podróżach, rzadziej jeździć samemu. My tu w Polsce, zwłaszcza średnie i starsze pokolenie, wiemy to dobrze. Wiemy, czym była Żelazna Kurtyna. Dzisiaj Polacy mają więcej możliwości. Mają szansę wirtualnego zwiedzania świata. Jest telewizja, a w niej mnóstwo programów o podróżach, jest także internet z jego prawie nieograniczonymi zasobami. Poznawanie świata przez media wiele daje, ale także trochę odbiera: zapachy, których nie poczujemy, dotyk rąk witanych i żegnanych ludzi oraz przysłowiowy wiatr we włosach… Aby mieć te 100 procent, trzeba ruszyć z miejsca. Można podróżować na wiele sposobów. Można pojechać na wycieczkę objazdową, na plażowanie pod palmą, można wyruszyć z plecakiem na samodzielnie obmyśloną trasę. Można też zorganizować sobie wyprawę własnym autem bądź zwiedzać wybrany kraj samochodem wypożyczonym na miejscu, po dotarciu tam na przykład samolotem. Wszystkie rozwiązania mają zalety i wady. Nie będę tu o nich pisał. Każdy ma z pewnością własne obserwacje. Ja zmoją żoną jeździmy zawsze swoim samochodem i zawsze sami. Taki sposób jest z pewnością trudniejszy niż wiele innych, przeważnie bardziej kosztowny i wymaga większego wysiłku. Natomiast moim zdaniem tylko tak możemy dostosować przebieg podróży do naszych oczekiwań. Samochód daje nam taką swobodę, jakiej nie dałby żaden inny środek lokomocji. Tylko my decydujemy, gdzie, kiedy i na jak długo chcemy pojechać. Nie musimy się do nikogo dostosowywać, nawet do towarzyszy podróży, choćby nie wiem jak bliskich – bo „wędrujemy” sami. Co najwyżej czasami robimy dobre uczynki i zabieramy przygodnych pieszych, jeśli jest nam z nimi po drodze. A najfajniejsza przy takim sposobie objeżdżania świata jest ta niewiadoma… Co będzie następnego dnia, za kolejnym zakrętem? Co będę jadł, czy będę dzisiaj jadł cokolwiek? Gdzie będę spał, kogo spotkam, jakich poznam ludzi, co będzie na kolejnej granicy, na kolejnym posterunku wojskowym? Czujemy się na swój sposób odkrywcami, jak Kolumb odkrywający codziennie nowy, nieznany ląd. Dlaczego tam? Gruzja, Azerbejdżan, Iran i wschodnia Turcja – przypadek czy głupi pomysł? Dlaczego akurat tam? Każdy z tych krajów jest inny, ale wszystkie mają jedną wspólną cechę. Leżą na obszarze, który z grubsza można nazwać kolebką naszej cywilizacji chrześcijańskiej. Dodałbym jeszcze do nich Armenię, Syrię, Jordanię, które zwiedzaliśmy wcześniej, oraz Irak i Izrael, w których o zgrozo jeszcze nie byliśmy. Ta podróż miała jakby zamknąć biblijną, mistyczną i zarazem mityczną pętlę. Góra Ararat, Argonauci poszukujący Złotego Runa w Kolchidzie, Król Dariusz, Estera, Kserkses, Jezus Chrystus, Apostołowie, Ormianie i Gruzini – pierwsi chrześcijanie, Bizancjum… w naszych podróżach ten aspekt miał zawsze wielkie znaczenie. Zawsze chcieliśmy dotrzeć do miejsc ważnych dla kultury chrześcijańskiej albo mających swoją biblijną historię. Gruzja Pierwszy raz pojechałem do tego kraju wiele lat temu, a złożyło się na to kilka powodów. Gruzja to kraj o jednej z najstarszych kultur chrześcijańskich, który w 337 roku przyjął chrześcijaństwo za religię państwową jako drugi na świecie. Pierwsza była w III wieku Armenia. Inny ważny powód to tajemniczość Gruzji, jej nieodkryte dla podróżników i turystów miejsca. Bardzo istotnym argumentem było też marzenie, by dotrzeć do Uszguli – miasta kamiennych wież wśród wysokich szczytów Kaukazu, o którym kiedyś czytałem. Kolejnym bodźcem do poznania tego niezwykłego kraju była mało znana historia dzielnych gruzińskich oficerów walczących za naszą wolność w czasie drugiej wojny światowej w polskiej armii i partyzantce. Tuż przed upadkiem Republiki Gruzińskiej w 1921 roku i bezpośrednio po nim kilkuset emigrantów podjęło służbę w polskiej armii. Potem, po ostatecznym zaanektowaniu ich państwa przez ZSRR w 1922 roku, większość z nich pozostała w niej na stałe. W 1939 roku samych gruzińskich generałów było w polskiej armii sześciu. Oficerowie z tego kraju walczyli w kampanii wrześniowej, a ci z nich, którzy dostali się do sowieckiej niewoli, zostali zamordowani w radzieckich katowniach oraz w Katyniu. Niektórzy przez okres okupacji walczyli w AK-owskiej partyzantce, a potem w powstaniu warszawskim. Wszyscy z tej grupy, którzy w trakcie powstania ewakuowali się na Pragę, zostali zamordowani przez NKWD. Niektórzy przedostali się na Zachód i tam dalej walczyli w Polskich Siłach Zbrojnych. Ci, którzy wpadli w sowieckie ręce w czasie wojny lub po niej, nie mieli żadnych szans na przeżycie. Gruzińscy oficerowie emigranci byli szczególnie tropieni przez NKWD. Kilku z nich ukrywało się po wojnie do 1956 roku pod fałszywymi nazwiskami. Jeden został jeszcze w latach 80. pochowany pod fałszywym nazwiskiem, a rodzina dopiero wtedy ujawniła jego prawdziwą tożsamość. Walczyli „za wolność waszą i naszą”. Polacy mieli okazję się zrewanżować Gruzinom za ich ofiarę. W Gruzji bardzo jest Polakom i Polsce pamiętana interwencja św.p. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2008 roku, kiedy rosyjskie czołgi stały 30 km od gruzińskiej stolicy. Większość obiektywnych obserwatorów i polityków ocenia, że jego zaangażowanie się w tę sprawę oraz przylot kilku przywódców państw Europy Środkowo-Wschodniej do Tbilisi w środku wojny skłoniły świat do politycznego zaangażowania się w konflikt, do nacisku na Rosję, aby powstrzymała ofensywę. W ten sposób Gruzja faktycznie została uratowana. To bohaterstwo polskiego prezydenta zostało docenione przez Gruzinów. W 2010 r. prezydent Micheil Saakaszwili pokazał wielką klasę i zyskał uznanie i szacunek Polaków, kiedy mimo ogromnych trudności i przeszkód, w ostatniej chwili dotarł na Wawel na pogrzeb Lecha Kaczyńskiego. Jako jeden z niewielu został zaproszony do krypty Leonarda w podziemiach Wawelu, aby uczestniczyć wraz z najbliższą rodziną Prezydenta w jego pochówku. Dla Gruzinów takie zachowanie to norma, szacunek dla przyjaciela nakazuje oddać mu cześć i honor. Dla nich nie są to puste słowa. Gdy określają kogoś przyjacielem, mówią to bardzo poważnie. A przyjaciół się szanuje. Dziś w Gruzji są pomniki Lecha Kaczyńskiego i ulice jego imienia. Jednym z ostatnich powodów, aby zacząć podróżować po Gruzji, była niezwykła historia mojego krewniaka Aleksandra Ramszy-Karweckiego – carskiego oficera i lekarza okulisty, który przez prawie całą karierę wojskową na przełomie XIX i XX wieku pełnił służbę na Kaukazie na terenie Gruzji, głównie w Kutaisi, a zmarł i został pochowany w 1914 roku w Dżulfo – twierdzy tuż przy granicy z Iranem. Dziś w Republice Nachiczewańskiej – części Azerbejdżanu. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że jego córka Jadwiga Ramsza-Karwecka wyszła za mąż około 1910 roku za księcia Jerzego Amatuni z Erewania – prawnika, pochodzącego z najstarszego armeńskiego rodu o królewskim rodowodzie. Wszystko to razem złożyło się na niezwykle silną inspirację do poznania Gruzji, a także sąsiadującego z nią Azerbejdżanu. Od 2009 roku, kiedy pisałem tę relację, w Gruzji bardzo wiele się zmieniło. Opisuję w niej świat i realia gruzińskie w rok po wojnie, która była straszliwym antraktem w powolnym budowaniu przez młodą władzę nowoczesnego państwa. Mimo przebytej wojny Gruzja cały czas zmierza konsekwentnie do stworzenia demokratycznej, osadzonej w zachodnim systemie wartości republiki. Sytuacja polityczna się normalizuje, a co za tym idzie, gospodarka również poprawia swoją kondycję i stąd są pieniądze na odbudowę bardzo zniszczonej infrastruktury. Wiele się zmieniło na lepsze. Baza turystyczna jest już kilka razy większa niż w latach 2007 i 2009, ponieważ przyjeżdża tu coraz więcej turystów. Nie tylko tych niskobudżetowych z plecakami, ale również tych zamożniejszych, chcących wydać pieniądze na taki standard, do jakiego przyzwyczaili się w rozwiniętych krajach. Budowane są nowe drogi, odbudowywane zniszczenia. Uchodźcy z Abchazji i Osetii, ci dawni i ci nowi, powoli wtapiają się w społeczność Gruzji w jej obecnym kształcie i granicach. Wiele miejsc opisanych przeze mnie w tej książce wygląda już zupełnie inaczej. Trasa z Zugdidi do Mestii prawie na całej swojej długości od zawsze bardzo widokowa i czasami trudna, jest już zwykłą asfaltową drogą, gdzieniegdzie tylko z fragmentami z lekka off- -roadowymi. Powstało kilka odcinków dróg ekspresowych. Również trakt w okolicy Ackalciche przy armeńskiej granicy wiodący do hitu turystycznego Gruzji – Wardzi, ma już asfaltową nawierzchnię. Niezwykle widokowy i ekscytujący odcinek od Kazbegi do granicy gruzińsko-rosyjskiej w stronę Władykaukazu, ze swoimi estakadami i tunelami, jest po remoncie, a samo przejście graniczne podobno jest otwarte, również dla innostrancew. Coraz częściej w budzących wcześniej we mnie grozę otworach studzienek kanalizacyjnych tkwią dekle. To cieszy. Tak więc Gruzja się zmienia, powoli, ale na lepsze. Najważniejsze jednak dla mnie i dla mojej wrażliwości, ale myślę, że też dla wizerunku Gruzji i Gruzinów w świecie jest to, że z centralnego placu w Gori zniknął pomnik Stalina… Azerbejdżan Pewnie każdy w szkole czytał Przedwiośnie Stefana Żeromskiego. Wbrew temu, co mówi młodzież, lektury są czasami całkiem ciekawe. Książka Żeromskiego wywarła na mnie ogromne wrażenie. Czytałem ją wiele razy. Historia Polaków z Baku przypominała mi dzieje mojej własnej rodziny, od setek lat żyjącej na Kresach, a po rozbiorach osiedlającej się na podbijanych przez Imperium ziemiach. Wśród moich krewnych było wielu oficerów w służbie cara. Losy rodziny Cezarego Baryki były losami tysięcy rodzin szukających szczęścia na Wschodzie albo po prostu będących potomkami zesłańców. W Rzeczypospolitej okresu międzywojennego to było zupełnie normalne, gdy na jakimś przyjęciu ktoś mówił: „ja pochodzę z Petersburga”, „ja z inflanckiej szlachty jestem”, a jeszcze ktoś inny: „a ja z Baku, inżynier od nafty”. Tak więc w końcu ruszyłem śladami Cezarego. Słyszałem też kiedyś o plemieniu Albańczyków – olbrzymach zamieszkujących niegdyś tereny dzisiejszego Azerbejdżanu, których potomkowie podobno żyją w małej wioseczce, do której ciężko dotrzeć, wysoko w górach przy granicy z Czeczenią. Poza tym chciałem odnaleźć grób mojego krewniaka w Dżulfo, no i do Iranu jakoś trzeba dotrzeć… W Armenii kiedyś już byliśmy, więc wybraliśmy drogę przez Azerbejdżan. Jest to państwo, któremu nie zależy specjalnie na zwiedzających. Skomplikowane procedury uzyskiwania wizy turystycznej oraz ogromne opłaty za ewentualny wjazd samochodem (w 2012 roku na granicy należy wpłacić kaucję w wysokości kilku tysięcy euro) powodują, że turystów jest tu dość mało. I co za tym idzie, wiedza o tym kraju jest niewielka. System polityczny Azerbejdżanu nazwałbym sterowaną, autorytarną demokracją. W dużym stopniu jest to kraj policyjny, przypominający pod tym względem Białoruś. Jednocześnie niezwykle bogaty ze względu na własne zasoby ropy naftowej i gazu. Rządzi tu klan Alijewów i rodzin pochodzących z Republiki Nachiczewańskiej, którym bardziej zależy na utrzymaniu władzy i czerpaniu korzyści z tych zasobów i niż na rozwijaniu turystyki. Podobnie zresztą jak w wielu krajach żyjących z surowców energetycznych – w większości z nich panują autorytarne systemy polityczne. Gdy państwo ma jedno, ale za to ogromne źródło dochodu, zdobycie władzy i jej utrzymanie stawia zwycięzców na pozycji królów, z nieograniczonymi możliwościami rozdawnictwa dóbr posłusznym i likwidowania niepokornych. I tak też jest w Azerbejdżanie. Ponadto kraj ten jest od 20 lat w stanie wojny z Armenią, co powoduje ograniczenia w podróżowaniu i wzmożoną aktywność policji i wojska na ulicach. Jak napisałem, w Azerbejdżanie turystów jest niewielu. A szkoda. Jak się okazało, jest to pod każdym względem bardzo ciekawy kraj. Piękne, sięgające 5000 m góry, interesująca kultura wracająca po 70 latach komunizmu do swoich islamskich, szyickich korzeni i historia z polskimi akcentami dają każdemu turyście duże możliwości znalezienia czegoś dla siebie. Plaża dla leniuchów, góry dla ambitnych i lubiących się męczyć, zabytki i historia dla ciekawych, off-road dla maniaków 4x4 i tajemniczość nieznanej krainy dla odkrywców. Pobyt w Azerbejdżanie pozostawił w nas o wiele więcej wrażeń, niż się wcześniej spodziewaliśmy. Z pewnością tam jeszcze wrócimy… Iran Jest to chyba jedyne poza Chinami państwo na ziemi, które nieprzerwanie istnieje od prawie 2500 lat. Ostatnimi laty nie ma dobrej prasy z powodów politycznych i wzbudza strach na świecie. Choć to zabrzmi dziwnie, Iran pod względem politycznym jest demokracją. Jednakże jest ona ograniczona prymatem religii. Tam gdzie zaczyna się szariat, tam demokracja się kończy. W ogólnej opinii jest to kraj nieprzyjazny i wrogi cudzoziemcom, do którego przyjazd jest szaleństwem. Chcieliśmy z Ewą zaryzykować. Inspirował nas Szachinszach Kapuścińskiego oraz inne bardziej lub mniej znane historie o Iranie. Wiedziałem, że w tym islamskim kraju składającym się w połowie z Persów, w ćwierci z Azerów oraz w niewielkim stopniu z Turkmenów, Beludżów i Arabów, żyją też niewielkie społeczności chrześcijan – Ormian – oraz Żydów mających tu swoje synagogi i miejsca kultu. To wprowadzało pewien dysonans wobec przekazów medialnych przedstawiających Iran jako straszny ortodoksyjny reżim, gdzie tylko czeka się, aby zabić „niewiernego”. Rzeczywistość okazała się inna. W Szirazie byliśmy w kościele chrześcijańskim, w Isfahanie jest cała dzielnica chrześcijańska, gdzie Ormianie mają swoje kościoły i swobodnie praktykują religię. A do znajdującej się tam katedry Vank przyjeżdżają irańscy turyści z całego kraju, aby zobaczyć arcydzieła sztuki malarskiej i artystyczne wyobrażenie Boga. Muzułmanie bowiem, podobnie jak Żydzi, nie mają w swojej kulturze Jego wizerunków. Zaś w Hamedanie istnieje od 2500 lat mauzoleum żony króla Kserksesa – Żydówki, biblijnej Estery, oraz synagoga, do której Żydzi chodzą się modlić. Pewnie niemal każdy oglądał film Aleksander Oliviera Stone’a. Groby króla Cyrusa i Dariusza istnieją w Iranie do dzisiaj. Poza tym kraj Persów ma też swoją polską, bohaterską, a zarazem tragiczną historię. W 1942 roku ewakuowano tędy polskie ofiary sowieckich łagrów oraz żołnierzy z oddziałów tworzonych na terenie ZSRR z polskich jeńców obozów sowieckich. Generał Anders wyprowadził z sowieckiego piekła i uratował od zagłady około 130 tysięcy polskich obywateli. Zostali oni zesłani przez Sowietów w najdalsze krańce stalinowskiego imperium po tym, jak ZSRR zajął wschodnią część Rzeczypospolitej 17 września 1939 roku. Kilkaset osób spośród ocalonych, w tym wiele dzieci, zmarło już w Iranie z wycieńczenia i chorób. Ofiara straszna, ale znając los tych, co pozostali w Rosji, albo tych, którzy nie doczekali wyprowadzenia „z domu niewoli” przez generała Andersa, można przeżegnawszy się uznać ją za niewielką. Polski cmentarz tych ofiar znajduje się w Bandar-e-Anzali, dawniej Pahlavi, na wybrzeżu Morza Kaspijskiego. Zwieńczeniem naszej trasy była wschodnia Turcja. Dlaczego? Bo to dawne królestwo Ormian z ich stolicą Ani. Poza tym tu znajdziecie górę Ararat, Arkę Noego oraz bitnych i groźnych Kurdów walczących o wolność. Czy trzeba więcej? Zapraszam do lektury.


Litops: Графика классная. На русском языке не планируется издание?

Piotr: Litops Я не думал об этом ... но это интересная идея Я могу продать авторскиe правo в России ... Кто хочет купить? недорого...



полная версия страницы